środa, 11 grudnia 2013

o nadziei i jej braku

Miałem tej nocy piękny sen, choć z początku przypominał najgorszy koszmar.

Zewsząd otaczała mnie straszna, sprawiająca wewnętrzny ból i wywołująca rozpacz oraz poczucie beznadziei ciemność. W tej ciemności dokoła mnie rozgrywały się wszystkie złe zdarzenia z mojego życia i wszystkie złe osoby, które bezinteresownie mnie krzywdziły-bez powodu, dla własnej satysfakcji. Gnębiły wielu znanych mi dobrych ludzi śmiejąc się przy tym głośno. Rozświetlały gęsty mrok blaskiem od nich bijącym tym jaśniejszym, im więcej cierpienia zadawały. Wydawały się idealne i potężne niczym nadludzie lub bogowie. Ludzie, którym sprawiali ból byli zwyczajnie ludzcy i nie bronili się nawet- w pokorze cierpieli. Jednak na wysokości mostka mieli kuleczki jasnego światła, które ciemność starała się zasłonić. Osoby, które się nad tymi dobrymi ludźmi pastwiły również miały kulki, ale przypominały one zdeformowane kawałki magmy z czerwonymi żyłkami, które stygły z każdym kolejnym aktem zła w ich wykonaniu. Gdy na to patrzyłem wewnątrz siebie czułem smutek całego świata i wiedziałem, że gdybym zaczął wtedy płakać to zalałbym ten świat łzami.

W pewnym momencie ciemność zaczęła pierzchać przed snopem potężnego światła przybywającego gdzieś z góry. Oświetlił jednocześnie mnie i wszystkich tych dobrych ludzi, którzy tak bardzo i niezasłużenie cierpieli przez swe cnoty i niezgodę na ten skażony mechanizm rządzący światem, choć każde z nas tkwiło w innym złym zdarzeniu. Oświtlał też złe osoby, ale one uparcie gromadziły ciemność wokół siebie i odpychały światło.  Wtedy do mojego umysłu- zapewne również do umysłów tych dobrych ludzi- rozpoczął się przekaz informacji od światła. Mówiło o tym, że we mnie wierzy; żebym się nie poddawał i nie tracił nadziei; o swoim smutku, gdy czuje ile zła sprawiają sobie nawzajem i jemu ludzie, ale nie może ingerować, ponieważ ludzie mają wolność wyboru. Mówiło o tym, żebym nad sobą pracował, doskonalił się i rozwijał wbrew wszelkim przeciwnościom i nigdy nie stał się taki, jak oni, jak te złe osoby; bym był dobrym człowiekiem i zawsze starał się postepować słusznie, nawet jeżeli wiąże się to z niechęcią i szykanami chorego świata. Mówiło o tym, że zasady są ważniejsze o korzyści.

I powiedziało, bym był cierpliwy, bo nadchodzi czas odwrócenia: opadną z potworów ludzkie maski, a prawda obnaży całe zło; że ode mnie i tego czy będę szedł w życiu dobrą ścieżką zależy, jak szybko się to stanie.

Rozejrzałem się wtedy dokoła i ujrzałem, że te złe osoby nie męczą już dobrych ludzi, bo nie zostało nic, co mogłyby z nich wyssać, by jaśnieć blaskiem i utrzymać swą nadludzką idealność. Zaczęły się więc zwracać przeciwko sobie oszukując, zdradzając i wykorzystując się nawzajem, ale zamiast większego blasku z każdym złym czynem pojawiały się na ich boskich ciałach deformacje. Zanim się opamiętały i zapanowały nad swym narkotycznym głodem sprawiania cierpienia upadły już na kolana.

Te istoty, które zrodziły się jako ludzie, ale odrzuciły ten przywilej z własnego wyboru teraz klęczały ukrywając szpetne twarze w brzydkich dłoniach i brzydziały coraz bardziej, mimo że nie były juz zdolne do krzywdzenia, bo wszystkie plugastwa, których dopuściły się w życiu teraz kolejnymi strupami i bąblami objawiały się na ich niegdyś pięknych ciałach, a ich kulki kruszyły się coraz szybciej. Ten proces deformacji nadal trwał, gdy przeniosłem wzrok na dobrych ludzi.

Dobrzy ludzie, którzy cierpieli za swój nonkonformizm, wyznawane wartości i moralność teraz uśmiechali się do siebie, pomagali sobie nawzajem wstawać i podpierali się zwykłymi ludzkimi ramionami, a nie mocnymi boską mocą pochodzącą ze zła. Nie bił od nich żaden blask, prócz tego które dawało słońce wysoko w górze. Ciemne chmury i gęstą trującą mgłę rozwiewał ożywczy wiatr. Za to ich kulki świeciły teraz jasnym, nieskrepowanym światłem, a u ich stóp pełzały szpetne, plugawe istoty skomląc teraz o odrobinę blasku i ulgi w bólu, jednak nieustannie walcząc ze sobą i przeszkadzając sobie, gdy już-już któraś z kończyn sięgała dobrego człowieka. Tyle było zawiści w tych istotach.

MORAŁ:
Wszyscy dobrzy ludzie pragnący dobra naszej ziemskiej Ojczyzny to zaledwie ułamek polskiego społeczeństwa, którego większość to odrzucające świadomość prawdy bądź oportunistyczne osoby. Celem dobrych ludzi jest, by Polska była niepodległym krajem, w którym szanuje się tradycję i historię, ale nie lęka się też przyznania do błędów i nie ustaje się w ich naprawie, by narodowe i obywatelskie sumienie pozostawało czyste.

Pierwszym etapem naprawy jest odsunięcie Platformy Obywatelskiej i PSL-u od władzy. Potem pozbawienie wpływów parszywej postkomuny obecnej w życiu publicznym oraz palikociarni i wszystkich tych, których peerelowska mentalność do dzisiaj nie opuściła i to nieważne jak bardzo na prawo na sali sejmowej zostali umieszczeni, bo często są tam dlatego, że po lewej stronie zabrakło miejsca.

Nie kłóćcie się teraz między sobą, a raczej pracujcie nad powyższymi, wspólnymi patriotom celami, a sami zobaczycie, że niesnaski znikną, gdy tylko te cele osiągniemy, a zło samo siebie pogrąży.

No, a jeśli ktoś już musi szukać ciągle podziałów to niech wstrzyma się, aż poślemy PO w diabły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz