czwartek, 28 maja 2015

o niemożliwości połączenia socjalizmu i miłosierdzia

    Socjalistyczne rozwiązania gospodarcze są wprowadzane w mniejszym lub większym stopniu przez każdą ekipę rządzącą od czasu transformacji jednego reżimu w inny w 1989 roku. Skutkuje to wciąż podwyższanymi podatkami, drenażem portfeli Polaków i dziurą budżetową, która z racji swej depresji niebawem sięgnie czeluści piekielnych i będzie można ją wykorzystać do ogrzewania polskich domostw za pomocą techniki geotermalnej. Oczywiście parlament uznał by fragmenty piekła leżące w granicach III RP za dziedzictwo i własność narodu polskiego i czym prędzej prawie jednogłośnie opodatkował Polaków korzystających z tej formy ogrzewania swych domostw, a także Belzebuba z racji produkcji ciepła z grzeszników będących obywatelami państwa polskiego, używanych jako surowca i przez państwo polskie dostarczanych władcy piekieł. Razem z opodatkowaniem powstały by również państwowe spółki nadzorujące przepływ grzeszników do piekła i spowrotem-już w postaci energii termicznej. Antyteistyczna lewica i ateiści tłumaczyli by, że są niewierzący i diabeł nie będzie z nich miał pożytku, ale urzędnicy zwęszywszy nowe źródło pieniędzy do zmarnowania nie przepuściliby im tak łatwo. Po pewnym czasie działania tych mafijno-politycznych państwowych spółek przyszedłby czas na ogłoszenie ich upadłości i sprzedaż zagranicznemu kapitaliście z zyskiem, który powędrowałby w prywatne kieszenie wrażliwych społecznie parlamentarzystów, urzędników wyższego szczebla i inszych kolesiów. Wiadomo, że interes musiał by upaść, bo w rękach socjalistów-a szczególnie tych, którzy od ćwierćwiecza obsiadają stolce okupującego nasz kraj państwa- nawet kopalnie diamentów okazałyby się nierentowne.

    A skąd wziąć materiał opałowy w postaci grzeszników wymagany, by owo przedsięwzięcie miało rację bytu i było co opodatkować? Skąd w katolickim kraju tylu grzeszników, gdy politycy na prawo od SLD przy okazji plebiscytów wyborczych powołują się na swą żarliwą wiarę i chrześcijańskie wartości, którymi chcą się kierować, gdy tylko wyborcy zainstalują ich na stołkach?

    Wiara tych politykierów jest przez nich cynicznie wykorzystywana do opętania zmanipulowanego przez speców od reklamy nieświadomego elektoratu, którego z kolei wiara ma charakter ceremonialno-odpustowy i jest tak samo pusta, jak przestrzeń pomiędzy uszami jego przedstawicieli.
Bóg dał ludziom wolną wolę i na wszystko nam pozwala, dał jednak kilka wskazówek, jak świętować w niebiesiech dobre życie doczesne, a nie stać się opodatkowanym materiałem opałowym, dla którego każdy grzech zwiększa wartość kaloryczną opału. Jedną z tych niewielu wskazówek jest dekalog, a tam przykazanie: nie kradnij.

    Socjalistyczna gospodarka pozwala państwu na interwencję w niemal każdą sferę życia poprzez proces stale rosnącej przemocy ekonomicznej. Samoobrona przed kradzieżą jest traktowana jako atak na "własność państwową" i ustawowo karana represjami w postaci kar finansowych i wyroków, a w przypadku wyjątkowego sukcesu wynikającego z przedsiębiorczości nawet izolacją w więzieniu. Takie prawo ustanawiają chrześcijanie pragnący jedynie dobra obywateli i ojczyzny?

    Socjalistyczna wrażliwość społeczna nakazuje przykładowo zabierać rodzinom wielodzietnym, gdzie rodzice ciężko pracują i dawać samotnym matkom, które żyją tylko z takich zasiłków. Wiadomo, że jest to trudna sytuacja, ale takimi sprawami zawsze zajmowały się zakony i fundacje, a nie państwo! Ludzie, którzy chcieliby wprowadzić w życie chrześcijańską cnotę, jaką jest miłosierdzie spotkają się z biurokratycznym murem, a taki system "pomocy" doprowadza do ogłupienia społeczeństwa i braku odpowiedzialności za swe czyny. Ludzie żyją jak bydło i zadowalają się ochłapami rzuconymi przez państwo-gdzie tu jakieś chrześcijańskie wartości? W gospodarce wolnorynkowej samotna matka pozbawiona pomocy państwa znalazłaby ją w zakonie, fundacji lub u ludzi dobrej woli, a jej sytuacja byłaby nauką odpowiedzialności dla niej, dziecka i wszystkich, których by spotkała. W socjalistycznym społeczeństwie(chodzi również o socjalistyczną mentalność polegającą na roszczeniowej postawie wobec wszystkiego wokół i braku odpowiedzialności za swe czyny)  rozpadają się związki, panuje rozwiązłość bez odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji, a trwająca rodzina jest ciemiężona. Wolny rynek uregulowałby takie kwestie w ciągu jednego pokolenia, a właściwie kilkunastu lat zważywszy na dzisiejszą degenerację w sferze moralnej-stabilne związki, szczęśliwe rodziny, dzieci dorastające w spokoju-nowe pokolenie odpowiedzialne i silne moralnie i duchowo. A ludzie dobrej woli skupieni w fundacjach, zakonach i innych nieformalnych ruchach o charakterze solidaryzmu społecznego z pasją pomagaliby potrzebującym i nie było by takiego horrendalnego marnotrawstwa funduszy i tak bezczelnych kradzieży.

    Innym przykładem chrześcijańskiej dobroci socjalistycznego państwa jest deklarowana przez większość polityków pomoc dla frankowiczów. Czy to idioci nie potrafiący myśleć? Czy raczej odpowiedzialni za siebie i rodziny ludzie, którzy zaryzykowali? Może jeszcze wszystkim palaczom zrobić prezent przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi i obniżyć cenę paczki papierosów do tej sprzed wejścia do UE, a różnicę niech pokryją chorujący przewlekle na nowotwór-palacze to spory elektorat, może nie chcieli do Unii albo nie mieli zamiaru się uzależnić? I znów-wolny rynek pozwoliłby zadziałać solidaryzmowi społecznemu, dobrzy ludzie otrzymaliby wsparcie, a źli i egoiści szybko i na długo by się nauczyli, że dobro wraca; a nie socjalistycznemu państwu, za którego "pomoc" słono płacimy.

    A teraz-skąd w wolnym rynku mielibyśmy pieniądze na prywatne dotowanie zakonów fundacji i poszkodowanych? Jeśli w socjalistycznym państwie zarabiam 3000 złotych to 1000 zabierane mam przez państwo na ZUS, bo sam tymi pieniędzmi to bym pewnie krzywdę sobie zrobił, ale na szczęście socjalistyczne państwo wie lepiej ode mnie, jak je dla mojego dobra wykorzystać-tych pieniędzy raczej już nie zobaczę, chyba że jakieś ochłapy po-jeśli dożyję- skończeniu 67 roku życia... zostaje mi 2000 z czego jakieś 30% lekko licząc schodzi mi na podatki od produktów i usług, więc zostaje mi 1400 zł.   Opłacam opodatkowane mieszkanie i opodatkowane rachunki i reszta zostaje mi na pobudzenie gospodarki, bo opłacenie bezproduktywnej pracy urzędników jest na pierwszym miejscu... A teraz w wolnym rynku liczymy(bez podatków-dodamy je później|): 3000 minus jakieś 1000 na wszystko podstawowe i 1000 na pobudzenie gospodarki i prywatne ubezpieczenie zdrowotne itp., czyli zostaje mi 1000-płacę nawet 500 zł podatku i nadal mam w kieszeni 500 zł, z którymi mogę robić, co zechcę, na przykład zainwestować, odłożyć lub przekazać zakonowi lub fundacji na cele statutowe.

    Dziura budżetowa nie jest w wolnym rynku już tak głęboka i nie sięga piekła, które i tak nie jest tak gorące, jak dotąd z powodu mniejszej liczby trafiających tam grzeszników, ponieważ na ziemi nie opłaca się grzeszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz