Wyniki ostatnich wyborów zaskoczyły wyborców i przeraziły gównonurtowe media. Nowo wybrany prezydent napawa grozą dziennikarzy i redaktorów gazet, stacji radiowych i telewizyjnych, a także portali internetowych, a szczególnie wyborców Komorowskiego, którym wydaje się chyba, że Kaczyński ma już informacje, na kogo oddali swój głos i przyjdzie, by osobiście każdego z nich zastrzelić podczas czytania wywiadu z politykiem PO w jakiejś polskojęzycznej gazecie...
To oczywiście wyolbrzymienie, jednak w taki sposób funkcjonują umysły ludzi o mentalności wyniesionej z lat PRL-u lub wykształcone po transformacji systemu poprzez indoktrynację w coraz bardziej z roku na rok ogłupiającej uczniów szkole, ideologiczne kształtowanie poglądów i zdania na temat aktualnych zdarzeń mediami oraz wiele innych czynników, którym poddają się nieświadomi prawideł wyborcy i którym wydaje się, że bez większego wysiłku umysłowego wyrabiają sobie "własne" zdanie, poparte uznanymi autorytetami.
Wiadomo, że istotniejszych różnic programowych pomiędzy kandydatami na prezydencki stołek nie ma i celem prezydentury jest utrzymanie status quo, rózni ich tylko systemowa klika, która chce smakować precjoza władzy. Wynik całe szczęście jest korzystny dla Polski i Polaków, ponieważ kliki zajęte wewnętrznymi (tzn. wewnątrz systemu pookrągłostołowego) tarciami i niesnaskami, a w efekcie również starające się medialnie wyreżyserować przedstawienie zmiany iluzorycznej władzy- dadzą odetchnąć trochę Polakom od swych reżimowych zapędów; choć oczywiście biurokratyczne koszty zmian poniesie podatnik, ale to zapewne ogłosi się dopiero po wyborach na jesieni znajdując jakiś wyjątkowo ważki powód; chyba, że żadnych wyborów nie będzie, bo wobec obywatelskiego wkurwenia przedstawiciele partii parlamentarnych stworzą "radę jedności narodowej" pozwalającą zachować im jeszcze na jakiś czas synekuralne koryto.
Kasta urzędnicza średniego szczebla oczywiście nie musi martwić się o swoje stanowiska, każdej kolejnej socjalistycznej władzy kadra z doświadczeniem będzie potrzebna do administrowania państwem-zetnie się kilka głów-w sensie medialnym-ofiarnych kozłów i rozbuduje się aparat władzy o kolejne synekury; przecież większość posłów to rozsmakowane w państwowym strumieniu naszych pieniędzy żarłoki, utrzymujące się jedynie dzięki dietom. To tyczy się również większości osób obsadzających państwówkę, a jest ich już około pół miliona.
Dlaczego więc tak się dzieje, a to wszystko nie jest literacką antyutopią, tylko rzeczywistością? Jednym z wadliwych komponentów systemu demokratycznego jest sam wyborca. Wybory nie polegają na indywidualnej decyzji, który z kandydatów (lub partii, z listy której startuje) ma najlepszy program, a na pijarowskiej i socjalmedialnej manipulacji. Sondaże nie przedstawiają poparcia dla danego programu, ale są statystycznym obrazem skuteczności wizerunkowego działania sztabów wyborczych i specjalistów od reklamy. Czy wyborcy, którzy własne zdanie wyrabiają sobie, gdy ktoś im je powie zasługują na czynne prawo wyborcze? Czy tacy wyborcy mogą wybrać mądrze, gdy wybierają wciąż tych samych skorumpowanych i skompromitowanych złodziei? Chyba trzeba bronić demokrację przed nią samą... Rozwiązaniem tej wady systemu może być czynne prawo wyborcze nabyte, a nie wrodzone. Wprowadzone testy ze znajomości podstaw ekonomii, historii, historii współczesnej, bieżących wydarzeń w kraju i krajowej gospodarki, a przede wszystkim z partyjnych programów. Wyeliminowałoby to właśnie wyżej opisanych nieświadomych i podatnych na manipulacje posiadaczy czynnego prawa wyborczego. Oczywiście do testu takiego każdy mógłby podchodzić aż do skutku-być może byłaby to odpowiednia motywacja do samouświadomienia i obywatelskiego rozwoju dla polskiego narodu. A jeśli ktoś nie chce mieć wpływu na decyzje zapadające na Wiejskiej to przecież jego osobisty wybór. Efekt byłby taki, że czynne prawo wyborcze miałoby zaledwie kilka procent społeczeństwa, ale ta liczba ciągle by wzrastała, a wybór oparty byłby na rzetelnym przeświadczeniu o postawieniu krzyżyka w prawidłowym miejscu.
A partie socjalistyczne też nie miałyby racji bytu i zniknęłyby wszystkie po pierwszych wyborach.
Jest taka histotyjka: Kiedy jest demokracja? Gdy dwa wilki i koza głosują, co jedzą na kolację. A kiedy jest wolność? Kiedy dobrze uzbrojona koza podważa wyniki takich wyborów.
Świadomi wyborcy uzbrojeni w czynne prawo wyborcze, gdy wilki go nie posiadają nie dopuściliby nawet do takich szkodliwych wyborów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz